Wszystkie wycinki pochodziły z gazet, z najróżniejszych wiosek i krajów. Jednak to, co przedstawiały, nie było tym, o czym chciałam wiedzieć. Lub raczej było tym, o czym nawet nie chciałam myśleć. Mówiąc krótko, wszystkie opisywały zdarzenia, należące do tych najmniej pożądanych. Zaliczały się do nich: porwania, morderstwa, zniszczenia, kradzieże, szantaże, zamachy, zdrady, paserstwo… I wiele, wiele innych strasznych rzeczy. To, że są tam opisane nie zrobiłoby na mnie takiego wrażenie, gdyby nie fakt, że w każde z nich zamieszany był ktoś z „przestępczej organizacji Akatsuki”. Nie byli święci – o tym od początku wiedziałam. Ale kim w takim razie byli naprawdę? Aby znaleźć odpowiedź postanowiłam poprzeglądać jeszcze parę teczek z biblioteki.
W mgnieniu oka znalazłam się w dobrze znanym pomieszczeniu. Zapaliłam pochodnie i jak szalona poszukiwałam teczek z „upragnionymi” informacjami. Kiedy znalazłam takie, które wydawały się zawierać potrzebne wiadomości, wróciłam do pokoju.
Ich zawartość była zbliżona do tej z poprzedniej teczki. Tak jak wcześniej studiowałam po kolei każdy z wycinków, cierpliwie przyglądając się słowu po słowie. Wytrwale zapoznawałam się z coraz to gorszymi wybrykami Akatsuki. Powoli zaczynałam już tracić nadzieję na jakieś istotniejsze dane. Powieki same zaczęły mi się kleić. Wtem, pośród porozrzucanych gazetowych kartek zauważyłam coś interesującego. Zaczytałam się w swoim znalezisku.
-Tak, to jest to – wydobyło się mimowolnie z moich ust.
Wycinek pochodził nie z lokalnej gazety, ale z pisma wydawanego dla ninja. Relacjonował śmierć jakiejś bogatej osoby, z jakiegoś wpływowego klanu Fushigi. Nic mi ta nazwa nie mówiła, jakoś nigdy o nim nie słyszałam. Machnęłam na ten fakt ręką. Ważne było to, co znajdowało się na dole. Przypis do nazwy „Akatsuki”. Było tam napisane, że jest to organizacja przestępcza. Należą do niej przestępcy rangi S. Wspomniane było także, że są nadzwyczaj niebezpieczni (podobno zaliczani są najniebezpieczniejszych osób na świecie) i tak naprawdę w większości nic nie wiadomo o ich tożsamościach.
-”No to pięknie” – pomyślałam – „lepiej trafić nie mogłam”.
Przestępcy, na dodatek najgorszej kategorii. I ja miałam z nimi mieszkać. Istotnie, nie mogłam lepiej trafić.
Byłam zbyt wstrząśnięta własnym odkryciem, aby cokolwiek dzisiaj zrobić. Przejrzała jeszcze ostatnie wycinki, ale nic w nich nie znalazłam. Powkładałam wszystko z powrotem do teczki i zaniosłam do biblioteki. Cały czas pogrążona w najgorszych myślach, wróciłam do pokoju. Zastanawiałam się przez chwilę, jak przyjdzie mi zginąć tutaj. Może zabiją mnie szybko i bez zbędnego okrucieństwa? Tak, na to liczyłam.
- Opanuj się Tabby. Nie wpadaj w panikę – zaczęłam mówić sama do siebie.
Położyłam się na łóżku i jak tylko mogłam odpędzałam coraz to bardziej makabryczne wizje śmierci. Starałam się myśleć o czymś innym. Byłam niesłychanie zmęczona. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.
~~*~~
Parę dni po swoim odkryciu i uświadomieniu sobie beznadziejności sytuacji w jakiej się znalazłam, przyszedł ten długo oczekiwany dzień. Po ponad trzech tygodniach udało mi się sprawić, że biblioteka aż lśniła. Wszystko było pięknie i równiutko poustawiane. Na dodatek alfabetycznie. Włożyłam w to wiele energii, ale opłacało się.
Siedziałam właśnie na krześle. Byłam z siebie dumna. Cieszyłam się, że wreszcie skończyłam, że nie muszę już wycierać tych wszystkich książek i wpatrywać się ich tytuły. Rozmyślałam także o wielu rzeczach. Zwłaszcza o tym, co powinnam teraz zrobić. Z tego co zapamiętałam, to miałam się zgłosić do Lidera, kiedy wykonam swoje zadanie. Od naszej ostatniej rozmowy nie widziałam go. Za to cały czas czułam, że nie jestem pozostawiona sama sobie i że ktoś mnie pilnuje. Nie mogłam zobaczyć kto, ale na pewno mnie pilnowali. Ale mniejsza już z tym. Co teraz? No tak…trzeba będzie znowu tam iść. Jakoś nie podobało mi się to. Ale trudno. Nie miałam innego wyjścia. Poza tym, ostatnio myślałam też o przeszłości. Tęskniłam za swoim dawnym życiem. Może nie było zbyt wesołe, ale przynajmniej bardziej spokojne i na pewno mniej niebezpieczne. I posiadałam swoje rzeczy…
- Właśnie! Rzeczy. Muszę o tym porozmawiać z tym człowiekiem! – mówiłam sama do siebie na dodatek zbulwersowanym głosem. Chyba coś ze mną zaczyna być nie tak.
Moje ubranie nie było w najlepszym stanie. Nie nosiłam „mundurka”, bo niewygodnie było mi w nim sprzątać i nie chciałam go zniszczyć. A poza nim miałam tylko to, które nakładałam na sobie, także prałam je prawie codziennie. Zrobiło się od tego wyblakłe i przetarło się w paru miejscach. No i brakowało mi wielu rzeczy takich jak szczotka do włosów czy kosmetyki. Tylko, czy mogę go poprosić o jakieś ubrania? Miałam nadzieję, że się nie zdenerwuje.
Zakończywszy rozważania na temat tego, czy to będzie bezpieczne czy nie, doszłam do wniosku, że nic tutaj bezpieczne nie jest i skierowałam swoje kroki do gabinetu Lidera.
Stanąwszy przed drzwiami wzięłam kilka głębokich oddechów i poprosiłam wszystkich bogów, jacy tylko istnieją, aby nade mną czuwali. Nigdy nie byłam zbyt religijna, ale jakby to miało mi pomóc, to czemu nie spróbować?
Zakołatałam do drzwi. Usłyszałam głośne „wejść”, więc weszłam. Jak zwykle Lider gestem nakazał mi usiąść. Wykonałam polecenie, może nawet nie dlatego, że mi kazał, ale dlatego, że czułam się pewniej siedząc niż stojąc. Może nie ogarnęła mnie panika, ale po tym co przeczytałam…bałam się. Z resztą, strach był teraz nieodłącznym elementem mojego życia.
Przyjrzałam się Liderowi. Cały czas przeglądał jakieś kartki i pisał coś na nich swoim piórem. Ciekawe jaki będzie dzisiaj? Mam nadzieję, że o tym „początkowym” charakterze.
Miałam już coś powiedzieć, ale on nagle odłożył papiery i zaczął:
- Witaj Tabby. Dawno Cię nie widziałem! – uśmiechnął się w ten sposób, który nie wzmagał mojego przerażenia. „Czyli powinno być dobrze”.
- No…tak. Pracowałam – odparłam, siląc się na normalny wyraz twarzy.
- I jak? Skończyłaś?
- Tak, niedawno.
- Przyznam, że wiedziałam, że sobie tam trochę posiedzisz – miał coraz bardziej rozbawiony głos – i jak wrażenia?
-Wrażenia? – początkowo nie zrozumiałam co miał na myśli – ach tak, było…ciekawie.
- Znalazłaś jakieś materiały do nauki twojego nowego zawodu? – zażartował i zaczął szukać czegoś intensywnie w szufladzie swego biurka.
- Tak, trochę. Ale nie za wiele z nich rozumiem – odrzekłam zgodnie z prawdą, po czym opuściłam głowę zawstydzona.
- Rozumiem. W takim razie czas, abyś się wszystkiego nauczyła! – wyciągną dwie zalakowane koperty i położył przed sobą na biurku – mam tu dwa listy. Zaniesiesz je ich adresatom. Ale najpierw muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć.
- Słucham.
- Na początek zaniesiesz ten list – podniósł i pomachał mi przed oczami jedną z kopert – i poprosisz tą osobę – wskazał mi palcem zapisane miejsce – aby wytłumaczyła ci wszystko, czego nie rozumiesz z książek, które posiadasz. Poproś jeszcze o inne – zaakcentował pierwsze słowo – będzie wiedział jakie. Zdecydowałem również, że ta osoba udzieli ci…hmm…kilku lekcji. Nasze rośliny są bardzo cenne, więc musimy cię dobrze przygotować. Nadążasz?
- Hai – skinęłam głową, choć nie byłam tego taka pewna.
- Dobrze. To pierwszą część mamy z głowy – powiedział – widzisz, jak dobrze nam idzie? To teraz opowiem ci o drugiej kopercie. Otóż, no ale słuchaj mnie uważnie – skarcił mnie, kiedy zaczęłam gapić się tępym wzrokiem na list – tak lepiej. Drugą kopertę przekażesz wtedy, kiedy pozwoli ci na to pierwszy z adresatów – znów się uśmiechnął – to teraz powiedz czego nie rozumiesz.
- Dlaczego nie mogę oddać dwóch od razu? – zapytałam zdziwiona.
- Dobre pytanie. Ale odpowiedź jest prosta: bo ja ci tak każę. Jasne?
- Hai!
- Cieszy mnie, że się tak świetnie rozumiemy.
Nagle znowu zaczął czegoś szukać wśród sterty kartek leżącej na biurku.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiedział. „Po co ta cała tajemnica? Nie może mi teraz wszystkiego wyjaśnić?”
- Tabby – zaczął.
- Tak ? – ocknęłam się gwałtownie z rozmyślań.
- Doszły mnie słuchy, że nie pojawiasz się na wspólnych posiłkch. Mam nadzieję, że miałaś jakiś powód – zabrzmiało to jak oskarżenie.
- Noo…bo…byłam zajęta. Sprzątałam – zaczęłam się bronić.
- Rozumiem. Ale teraz zapewne to się zmieni – powiedział to głosem nie znoszącym sprzeciwu. Jego wzrok powędrował na mnie. Czułam, że nie mam wyboru.
- Oczywiście – odparłam, choć bardzo nie chciałam tego robić. Cały czas przypatrywał mi się dokładnie. Kiedy spojrzał wprost w moje oczy, opuściłam głowę.
- Czyżbyś chciał zadać mi jakieś pytanie?
Zaskoczył mnie tym pytaniem, bo właśnie myślałam o mojej ubogiej garderobie. Jakby czytał w moich myślach. „Mniejsza z tym, raz kozie śmierć”.
- Tak. Bo widzi Lider…
- Nie widzę – przerwał mi.
- Chodzi o to…
- No słucham, słucham – drażnił się ze mną.
- Nie wiem, czy mogę o cokolwiek Lidera prosić…
- Możesz spróbować.
- …ale czy nie mogłabym dostać jakichś ubrań? – zakończyłam speszona.
- O to chodzi! Mogłaś tak od razu! – zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad czymś po czym dodał – Z tego co pamiętam, to mieliśmy rzeczy dla ciebie. Tylko co się z nimi stało? Wiem. Poszukam ich, a jak znajdę, to je dostaniesz. Coś jeszcze?
Nagle przypomniało mi się coś jeszcze. To pytanie dręczyło mnie od początku. Postanowiłam je zadać teraz, skoro Lider jest w dobrym humorze.
- Tak. Jest jeszcze coś. Mógłby mi Lider powiedzieć, jak nazywała się osoba, która mnie tu sprowadziła?
Zastanowił się przez chwilę. Spoważniał. Zaczął mówić ważąc każde słowo.
- Mógłbym, ale nie zrobię tego. Ta osoba poprosiła mnie, abym zatrzymał to w sekrecie przed tobą. Myślę, że jeśli będzie chciała, to sama ci o tym powie – uśmiechnął się lekko – powiem ci tylko, że zastanawia mnie, dlaczego ta osoba to zrobiła. Znając ją, powinnaś już nie żyć. Ale o tym już chyba wspominałem.
Siedziałam teraz tępym wyrazem twarzy i otwartymi ustami, rozmyślając nad tym, co powiedział Lider. Jednak zanim zdążyłam przetworzyć sobie to wszystko w głowie, usłyszałam jego głos.
- Pamiętaj jeszcze, aby być uprzejma dla członków. Nie wyprowadzaj ich z równowagi i nie obrażaj. Unikaj kłótni i wszystkiego, co mogłoby ich wprawić w złość…To wszystko, możesz odejść.
Podał mi koperty, które szybko zabrałam i wyszłam z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Na początku udałam się do mojego pokoju. Tam schowałam jedną z kopert. Miałam ogromną ochotę sprawdzić, co jest w nich napisane, ale powstrzymałam się. Jeślibym chciała je otworzyć, musiałabym złamać pieczęć, a wtedy od razu byłoby widać, że je czytałam. Powstrzymałam więc swoją ciekawość i zamiast grzebać w cudzej korespondencji, poszłam sprawdzić jak się prezentuję. Stanęłam przed lustrem w łazience. Oceniłam, że wyglądam fatalnie. Znoszone ubrania, włosy ułożone byle jak… Nie mając innego wyjścia postarałam się jedynie za pomocą własnej ręki sprawić, aby moja fryzura była znośna. Po dziesięciu minutach starań dałam sobie spokój.
Zabrałam kopertę i plan siedziby, po czym wyszłam na korytarz. List dostarczyć miałam osobie w pokoju nr 109. Bez problemów odnalazłam owe mieszkanie na mapce. Usiłując nie myśleć o tym co będzie, kiedy już dotrę na miejsce, szłam sobie prawie spokojnie. Prawie – bo nadal pamiętałam o tym, o czym dowiedziałam się niedawno. Perspektywa spotkania kolejnego przestępcy, mordercy i kto wie czy może i nie gwałciciela, nie dawała mi spokoju. Jednak próbowałam nie zwariować i być dzielną! Tak, przecież musiałam się w końcu przyzwyczaić. Jeśli cały czas będę się trząść ze strachu na samą myśl o rozmowie z kimś stąd, to oszaleję szybciej niż mi się to wydaje. Ale kiedy rozmawiałam z Liderem nie bałam się już tak bardzo. Nawet odważyłam się powiedzieć coś więcej niż tylko „tak” i „nie”. Robisz postępy!
Na szczęście mimo tego, że w połowi drogi prawie całkowicie odpłynęłam, nie zgubiłam się. Chyba nawet byłam na właściwym piętrze, bo właśnie minęłam pokój z numerkiem 76. Od tej pory postanowiłam uważać.
Wędrowałam sobie, już bardziej zdenerwowana. Skręciłam w jeden korytarz, później w inny. Minęłam dziwny obraz przedstawiający coś w rodzaju demona/potwora pożerającego nagiego człowieka. Nie wiedziałam dokładnie, ale zawierał on prawdopodobnie jakąś metaforę. Jednak ja nie byłam dobra w odgadywaniu myśli twórców, więc zaniechałam dalszych rozważań.
Skręciłam w następny korytarz. Nagle zobaczyłam jakąś osobę idącą w moją stronę. Miała na sobie płaszcz tej organizacji. Nie przystanęłam, ale powoli szłam przed siebie. Będąc tylko parę kroków od tej osoby zobaczyłam, że to chłopak. Nie znałam go. Był młody, mógł mieć około 20 lat. Miał blond włosy i z tego co zdążyłam zaobserwować, był bardzo przystojny. Minęliśmy się i choć bałam się, że mnie zaatakuje albo nie wiadomo co mi zrobi, on przeszedł obok, nie obdarzywszy mnie nawet spojrzeniem. Za to mnie udało się jeszcze uchwycić jego wyraz twarzy. Był co najmniej przerażony i najwidoczniej gdzieś się śpieszył.
Stanęłam przed pokojem z niewielką czarną tabliczką na której napis przedstawiał liczbę 109. Nie miałam teraz czasu myśleć o tamtym chłopaku. Teraz musiałam wykonać swoje zadanie. Zebrałam w sobie resztki odwagi jakie pozostały we mnie i zapukałam cicho. Poczekałam chwilę. Nic się nie działo. Zapukałam ponownie, tym razem dużo głośniej. Odczekałam moment. Znowu nic.
„Może nikogo nie ma?” pomyślałam.
Dla pewności postanowiłam spróbować po raz ostatni. Zrobiłam to z taką samą intensywnością jak za drugim razem. Wolałam nie ryzykować. Po kolejnych paru minutach usłyszałam za zamkniętymi drzwiami jakieś kroki. Odsunęłam się. Po chwili drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazał się kolejny już dzisiaj nieznany osobnik. Był niski, a raczej okropnie zgarbiony i widocznie dosyć stary. Połowę twarzy przysłaniała mu czarna maska.
- Czego chcesz? – zapytał chłodno, a z jego głosu dało się wyczuć, że traktuje mnie jak co najmniej osobę niewartą jego uwagi.
- Przyniosłam list dla pana – odpowiedziałam i wyciągnęłam przed siebie dłoń z listem.
Popatrzył na mnie podejrzliwie i zabrał go szybkim ruchem, po czym od razu otworzył i zaczął czytać.
Stałam wciąż przed nim i patrzyłam się jak wodzi wzorkiem po zapisanej kartce. Zastanawiało mnie jak może się nazywać. W końcu na kopercie był tylko numer pokoju. Ta osoba miała być teraz moim nauczycielem. Ciekawiło mnie jaki jest. Jak na razie wydawał się być, mówiąc łagodnie, niezbyt przyjemny. Pocieszałam się myślą, że pozory mylą. Aczkolwiek nie byłam pewna czy w mojej sytuacji mogłam w stu procentach polegać na takich powiedzeniach. Bardziej odpowiedznie wydawało mi się raczej „oczekuj najgorszego”.
Mężczyzna szybko skończył zapoznawać się z treścią listu. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Czekałam aż coś powie, każe mi odejść albo coś w tym rodzaju. Może napisze coś szybko i poleci mi zanieść Liderowi. W każdym razie stwierdziłam, że skoro nie zamknął mi drzwi przed nosem to muszę tu zostać.
Nie musiałam jednak czekać długo, bo zaraz ustąpił mi miejsca w drzwiach, po czym rozkazał równie chłodno jak wcześniej:
- Wejdź.
Spełniłam jego polecenie i wkroczyłam do dużego pokoju. Nie było w nim zbyt jasno. Pomimo tego, że na biurku paliła się świeca, nie zdołała ona choć w połowie oświetlić tak dużego pomieszczenia.
- Usiądź tam – wskazał krzesło przed biurkiem.
Usiadłam i rozejrzałam się. Choć nie zdołałam dokładnie zobaczyć wszystkiego, co tu się znajdowało, nie mogłam nie spostrzec tak istotnego szczegółu. Wszędzie gdzie spojrzałam, na ścianie, szafkach, na podłodze, wisiały lub leżały lalki. Ale nie były to takie zwyczajne, kolorowe zabawki, jakimi bawią się dzieci. Niektóre wprawdzie były podobne do ludzi, miały ich rozmiary i wygląd, ale zupełnie nie nadawały się do zabawy. Większość z niech pozbawiona była normalnej postaci i bardziej przypominała broń.
Nie podobało mi się tutaj. Z jakiegoś powodu pachniało tu śmiercią. Te marionetki przyprawiały mnie o dreszcze. Na dodatek unoszący się w pomieszczeniu zamach drewna i metalu pogłębiał mój lęk. Bałam się. Bałam się od początku, ale nie mogę się poddać. Muszę być silna.
- Nazywam się Akasuna Sasori. Podobno masz zajamować się naszymi roślinami. To prawda?
- Tak powiedział Lider…
- Ale ty nie masz pojęcia o hodowli i to ja mam cię uczyć – stwierdził wyraźnie niezadowolony – jak masz na imię?
- Tabby.
- Co jeszcze powiedział ci Lider? – spytał z ironią.
- Powiedział… – zawahałam się na chwilę – powiedział, że dam mi pan jakieś książki i udzieli mi kilku lekcji.
- Dobrze. W takim razie ustalmy coś sobie. Po pierwsze masz się do mnie zwracać z szacunkiem. Po drugie musisz słuchać moich poleceń. I po trzecie, nigdy się nie spóźniaj. Nienawidzę czekać – spojrzał się na mnie jak na osobę godną politowania i wyszedł, aby po kilku minutach wrócić ze stertą książek, które położył na biurku.
- Tu masz książki. Musisz je wszystkie przeczytać. Dokładnie – silnie zaakcentował ostatnie słowo – Nie będziemy marnować czasu – wyjął z szuflady notes i pióro – Zaczynamy lekcję. Słuchaj i notuj.
~~*~~
Po paru godzinach wykładów o roślinach, których nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić i żmudnym notowaniu tego, co wydawało mi się najistotniejsze (czyli prawie wszystkiego, co zdążyłam) Sasori no Danna pozwolił mi skończyć na dzisiaj. Nie był aż tak zły, jak myślałam. Może i traktował mnie jak istotę gorszej kategorii i był niezbyt miły, ale mimo wszystko nie rzucił się na mnie i nie torturował, tak jak sobie to wcześniej wyobrażałam. Wróciłam do pokoju wyczerpana bardziej niż po całodniowym sprzątaniu biblioteki. Powieki same mi się zamykały, a głowa była ciężka i opadała na mi na dół. Zmęczona rzuciłam się tylko na łóżko.
- Myślałam, że będzie gorzej – westchnęłam – i ciekawe kim był ten blondyn…- pomyślałam przypominając sobie zdenerwowanego chłopaka, który mnie minął na korytarzu.
Zasnęłam. Jutro przecież nie mogłam się jutro spóźnić. Och! I muszę pójść na śniadanie, bo Lider mnie zabije…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz