sobota, 13 lipca 2013

04. Przerwana rozmowa.

   Obudziłam się i już chciałam spojrzeć na zegarek i sprawdzić, która jest godzina, kiedy to zorientowałam się, że go nie mam. Zaraz potem zauważyłam, że nie jestem w swoim pokoju, a już po chwili przypomniałam sobie, co zdarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni. Ogarnęła mnie pewnego rodzaju niechęć oraz smutek. Wkrótce pojawiła się również niepewność, więc wstałam.

   Zasnęłam w ubraniu, dlatego teraz poszłam do łazienki w celu wykonania porannej toalety. Niestety nie miałam żadnych ubrań, aby się przebrać. Kiedy skończyłam, stwierdziłam, że straszny tu burdel i zaczęłam sprzątać. Nie miałam pojęcia co innego mogłabym tu robić. Lider poradził mi, żebym nie wychodziła z pokoju. Jakoś nigdzie mi się nie spieszyło, jednak zaczynałam powoli przypominać sobie o tym, że jestem głodna. Próbując oszukać swój żołądek starałam się o tym nie myśleć i skupić się na czynnościach takich jak: zamiatanie, ścieranie, polerowanie, układanie i mycie. Wszystkie potrzebne do tego rzeczy znalazłam w szafie (nie licząc miotły, która była oparta o ścianę).

   Ten pokój był naprawdę brudny! Za to kiedy udało mi się skończyć, pomimo ogromnego zmęczenia poczułam satysfakcję. Zawsze lubiłam mieć porządek, zwłaszcza w miejscu, w którym spałam. Bo co to za przyjemność, kiedy taka ilość kurzu i brudu leży na podłodze, a ściany pokryte są pajęczynami? Nie, to stanowczo nie moje klimaty.

   Skończyłam pracę, jednak teraz już naprawdę nie wiedziałam, co mam robić. Zastanawiałam się która może być godzina. W końcu wysiłek sprawił, że zrobiłam się jeszcze głodniejsza niż byłam. Może by tak…Nie! Nie mogę wyjść. Nie znam tego miejsca, nie wiem, co może mnie tu spotkać…oczywiście oprócz pewnej śmierci. A ten Lider… on coś knuje. Niby mówił, że nic mi się nie stanie, ale jak się przy tym śmiał! Może tylko żartował? Nie potrafię odgadnąć, co on planuje.

   Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie. Odruchowo rozejrzałam się po pokoju i kiedy wzrokiem natrafiłam na drzwi, ogarnął mnie niepokój. Jednak nie miałam innego wyjścia. Trzeba było coś zrobić, co on wtedy powiedział? „Nie myśl, że zamknięcie drzwi kluczem coś ci da, bo dla wszystkich, poza tobą, nie są one zbytnim utrudnieniem” Chyba tak to szło…

   Wstałam i wolnym krokiem podeszłam do drzwi.

- Kto tam? – zapytałam, starając się, aby mój głos zbytnio nie drżał.

- Twój Lider – zabrzmiał głos, rzeczywiście znajomy, jednak nie wydawał się być taki spokojny jak wczoraj. Dziś był zimny i szorstki. Ogarnęło mnie ostatnio tak doskonale znane uczucie – strach.

   Nerwowo przekręciłam kluczyk i energicznie otworzyłam drzwi.

- Proszę – powiedziałam i zrobiłam przejście mojemu gościowi. Ten jednak nie wszedł, lecz nadal stał przed wejściem i patrzył się na mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Przez chwilę poczułam się jak eksponat na wystawie lustrowany przez jakiegoś znawcę.

- Trochę Ci to zajęło.

- P-przepraszam-m – nie dałam rady dłużej panować nad swoimi emocjami. Już cała się trzęsłam. Przyznaję, tchórz ze mnie.

- Chodź. Skończymy rozmowę w moim gabinecie.

   Iść. To było jedyne słuszne rozwiązanie. Tak więc szłam aż do momentu, kiedy przekraczając próg gabinetu, Lider rozkazał abym usiadła.

   Nic się tu nie zmieniło. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo wczoraj byłam zbyt przerażona, aby zapamiętać takie rzeczy. Jestem jednak pewna, że sterta ksiąg leżących na biurku gdzieś zniknęła.

   Lider również usiadł. Nie mogłam odczytać co dokładnie malowało się na jego twarzy, bo ta nie wyrażała naprawdę nic! Nie wiem jak to możliwe, ale tak było. Żadnych uczuć. W porównaniu o tego Lidera z którym rozmawiałam dzień wcześniej, wydawał się być zupełnie innym człowiekiem. Tylko jego oczy…takie przenikliwe. Nie, Tabby! Nie patrz się w nie. Czuję, że lepiej będzie, jeśli po prostu nie będziesz na niego patrzeć.

   Opuściłam wzrok i skierowałam go na pióro leżące sobie ładnie pomiędzy plikiem papieru a słoiczkiem z tuszem. Spięta, przestraszona, czekałam aż „Mój Lider” przemówi.

- Nie wyglądasz najlepiej. Wszystko w porządku? – spytał. Wydawać by się mogło, że naprawdę się o mnie martwi, gdyby nie jego niezwykle sarkastyczny ton.

- Tak!- odrapałam, byleby jak najszybciej to się skończyło.

   W tym momencie dało się słyszeć głośnie pukanie do drzwi.

- Wejść – Lider nie wydawał się być zbyt zaskoczonym, kiedy Sashimi wszedł i zaczął szybko mówić.

- Liderze mamy problem…

- Wiem, idziemy natychmiast – powiedział, po czym odwrócił się do mnie – wracaj do pokoju. Powinnaś się tam jakoś dostać. Do rozmowy wrócimy później.

   I wyszli, zostawiając mnie samą. Od razu kamień spadł mi z serca, nerwy puściły i odetchnęłam z ulgą. Byłam szczęśliwa, że nie będę musiała na razie rozmawiać z Liderem. Jednak zastanawiałam się co się stało. Sashimi wydawał się być strasznie zdenerwowany. To raczej nie wróżyło nic dobrego. Może ta cała organizacja ma jakieś kłopoty?

   Bardziej niż problemami Akastuki, przejęta byłam własnym żołądkiem, który dawał mi wyraźne sygnały (dźwiękowe dop.aut.) na to, że jestem okropnie głodna. Na początku pomyślałam o tym, że może jest tu jakaś kuchnia albo spiżarnia i że mogłabym jej poszukać na własną rękę. Lecz szybko porzuciłam ten pomysł, przypominając sobie jak rozległym labiryntem jest to miejsce oraz o tym, że kompletnie go nie znam. Moja wycieczka pewnie nie skończyłaby się zbyt ciekawie. Postanowiłam więc zrobić to, co kazał mi Lider, a więc wrócić do swojego pokoju. To wydawało się łatwiejsze niż wędrówka w poszukiwaniu jedzenia.

   Podniosłam się więc i już miałam wychodzić, kiedy to zauważyłam coś bardzo ciekawego. Na jednej z półek, jakich w gabinecie było pełno, stał nieduży zegar. Podeszłam, aby lepiej się mu przyjrzeć. Był jakby wyrzeźbiony z metalu. Przedstawiał jakieś dziwnie poskręcane postacie, u których nie sposób było zobaczyć twarzy. Jego tarcza była biała, a cyfry czerwone. I co najważniejsze chyba dobrze chodził. Wskazywał godzinę trzecią po południu.

   Pomyślałam o tym, że będę znowu siedzieć w swoim pokoju, nie znając nawet godziny. Później pomyślałam o tym, że jeśli zabiorę sobie ten zegarek, na pewno Lider mnie zabije. Raczej nie wyglądał na osobę, która lubi, kiedy rusza się jej rzeczy, zwłaszcza dzisiaj. Choć wiedziałam, że to się źle skończy, zabrałam zegarek ze sobą i wyszłam. Najwyżej oddam go przy następnym spotkaniu (Wiem. O ja naiwna!).

   Starałam sobie przypomnieć drogę jaką szłam, kiedy Lider prowadził mnie do pokoju. Nie za dobrze mi to wychodziło, ale wytężyłam cały swój umysł i jakoś udało mi się znaleźć właściwą drogę.

   Zegar postawiłam na stoliku, a sama położyłam się na łóżku i wpatrywałam się we wskazówki. Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

   Obudziłam się, kiedy zegar wskazywał ósmą wieczorem. Przeciągnęłam się i otarłam oczy ręką. Spojrzałam jeszcze raz na zegar, a wtedy zobaczyłam na stoliku kartkę papieru. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam na głos:

„Przyjdź do mojego gabinetu, jak tylko się obudzisz. Lider”

   Szybko wstałam i pobiegłam do tej jaskini lwa. Pamiętałam już drogę, więc dotarłam bez większych problemów. Zaczęłam się denerwować, ale zapukałam.

- Wejdź – myślałam, że usłyszę ten lodowaty, szorstki głos, jednak tym razem wydawało się, że mówi to ten sam Lider, z którym rozmawiałam, kiedy tu przybyłam.

   Usiadłam zaproszona gestem. Rzeczywiście, nawet na jego twarzy malował się ten sam zagadkowy uśmiech. Poczułam, że nie denerwuję się już tak bardzo jak wcześniej i że nie trzęsę się ze strachu. Niemożliwe, co za postęp…

- Wcześniej nam przerwano, ale teraz już to się nie wydarzy – powiedział to spokojnie, bez żadnego sarkazmu – jak już wcześniej mówiłem i jak zresztą sama wybrałaś, jesteś członkinią Akatsuki. Wszyscy tutaj oprócz ciebie są shinobi, dlatego nie będę mógł przydzielić ci żadnej misji…

”Misji? Ciekawe czym się oni zajmują. Wiem, że są niebezpieczni i silni, ale o co im chodzi..” pomyślałam, a Lider spojrzał się na mnie tak, jakby wiedział o czym myślę i uśmiechnął się nieznacznie.”Nie, raczej nie będę go o to pytać.”

- …co nie oznacza, że będziesz tutaj tylko siedzieć. Zgodziłaś się wykonywać wszystkie moje polecenia, także znalazłem coś, w czym się przydasz – popatrzył się na mnie znacząco.

- Słucham.

- Jako, że jeden z członków nie może za często przebywać w siedzibie, ty zajmiesz się roślinami, które hodujemy.

- Roślinami? – spytałam zdziwiona.

- Tak. Są nam potrzebne do wyrobu trucizn oraz leków.

- Tylko ja nie bardzo znam się na roślinach – powiedziałam spuszczając głowę zawstydzona.

- Dlatego będziesz musiała się nauczyć. Myślę, że członkowie, pożyczą ci materiałów, z których dowiesz się, jak je hodować. Wydaje mi się, że w naszej bibliotece również znajdzie się coś na ten temat – uśmiechnął się tak, jakby był już bardzo rozbawiony tym co mówi – ale jeśli będziesz chciała coś tam znaleźć, najpierw będziesz musiała tam posprzątać. I oto twoje pierwsze zadanie. Rozumiesz?

- Tak, tak! Kiedy mam zacząć? – już nie mogłam się doczekać, w końcu nie będę musiała siedzieć bezczynnie.

- Zaczniesz jutro – jego uśmiech zniknął – Jest jeszcze coś. Mamy tutaj wyznaczone pory posiłków, co nie znaczy, że nie możesz nic jeść między nimi. Śniadanie i obiad są zawsze o ósmej rano i czwartej po południu. Kolacje każdy organizuje sobie sam…

   Na myśl o jedzeniu niespodziewanie zaczęło mi burczeć w brzuchu. Lider znów się uśmiechnął.

- …zaraz zaprowadzę cię do kuchni, nie martw się. Na czym to skończyłem? Aha…co do tych posiłków, każdy z członków przygotowuje je w określonych terminach. Ty też będziesz musiała się dostosować. Umiesz gotować?

- Nie bardzo – przyznałam się.

- W ogóle?

- Coś tam umiem, ale nigdy nie gotowałam dla wielu ludzi – odparłam zgodnie z prawdą.

- W takim razie poradzisz sobie. Chyba chcesz mnie o coś zapytać.

- Ja?… Ach, tak – wyrwałam się z zamyślenia – to znaczy nie. Nie chcę.

- Naprawdę? Rozumiem – znów spojrzał na mnie jakby prześwietlał mnie całą. – w takim razie chodźmy, chyba jesteś już naprawdę głodna. I lepiej zapamiętaj drogę.

- Hai!

   Szliśmy krętymi korytarzami, mijając co chwila zamknięte pokoje. Raz nawet mijaliśmy jakiś z dziwnym znakiem wymalowanym na drzwiach. Zastanawiałam się, co on może oznaczać. Niedługo potem wreszcie dotarliśmy. Kuchnie była otwarta, to znaczy nie miała drzwi. Z jednej strony znajdował się ogromny stół, a z drugiej szafki, zlew, kuchenkę i wszystko co powinno znajdować się w kuchni.

- Będziesz potrafiła wrócić sama?

- Tak mi się wydaje.

- W takim razie zostawiam cię już samą. Zjedz coś i wracaj jak najszybciej do siebie. Jutro przyjdę po ciebie i na śniadaniu przedstawię ci paru członków. Zrozumiałaś?

- Hai!

- I pamiętaj żeby się nigdzie nie szwendać – upomniał mnie.

- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niego.

   No cóż, moim umysłem już zawładnęło jedzenie. To chyba inni nazywają instynktem samozachowawczym…albo i nie. Dopadłam lodówkę i zrobiłam sobie cały talerz kanapek z serem i sałatą. Nalałam sobie trochę mleka w szklankę z rysunkiem dużej truskawki i ruszyłam do pokoju. W kuchni wydawało mi się jakoś…niebezpiecznie, a chciałam zjeść posiłek w spokoju.

   Udało mi się dojść na miejsce beż żadnych problemów. Zastanawiał mnie tylko fakt, czemu tu jest tak cicho, przecież podobno jest tu wielu ludzi, a nie słychać ich zupełnie. Żadnych rozmów, muzyki, kłótni… wydało mi się to trochę dziwne, ale kiedy zjadłam wszystko przestałam się tym przejmować. Najedzona poszłam się umyć, a następnie położyłam się do łóżka. Jeszcze chwilę rozmyślałam o wszystkim, ale nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

If there's anything you want, anything at all...come to me. I'll be your guardian angel.