sobota, 13 lipca 2013

03. Pogrążająca sytuacja.

…- Doskonale – odpowiedział kolejny, nieznany mi jeszcze mężczyzna – A teraz zostaw nas samych.

- Tak jest, Liderze – odpowiedział Sashimi z nieszczerym szacunkiem.

   Odprowadziłam Sashimiego wzrokiem, aż do drzwi. Później spojrzałam na mężczyznę za biurkiem. Nie wydawał się być stary, młody też raczej nie był. Wieku nie potrafiłam ustalić. Wyglądał dosyć…dziwnie, podejrzanie, niepokojąco. Nazwijcie to sobie jak chcecie. W każdym razie jego wygląd był co najmniej nieprzeciętny. Miał rude włosy. Na jego twarzy oraz w uszach, znajdowała się masa kolczyków. Pomyślałam, że musi być maniakiem piercingu. Nie odważyłam się zbyt długa patrzeć w jego oczy. Były przerażające i groźne. Mimo że miały pomarańczowy, ciepły kolor, były zimne. W momencie, w którym nasze spojrzenia się spotkały, przeszedł mnie dreszcz. Odwróciłam wzrok. Wpatrywałam się wtedy w jego ubranie. Tak jak Sashimi, miał czarny płaszczyk w czerwone chmurki. Pomyślałam, że muszą należeć do jakiejś organizacji albo stowarzyszenia, skoro chodzą w jednakowych strojach. Oprócz tego, że płaszczyk był całkiem ładny, zauważyłam, że ten facet był dobrze zbudowany.

   Przez chwilę panowała cisza. Iście grobowa. Nie trwała ona jednak długo. Mężczyzna pokazał ręką krzesło przed biurkiem i gestem nakazał mi usiąść. Tak więc zrobiłam. Chciałam się zapytać, co ja tu robię i co ze mną będzie, jednak za bardzo się bałam. Ze strachem znów spojrzałam na niego. Uśmiechnął się.

- Jesteśmy już sami, więc możemy spokojnie porozmawiać – powiedział i westchnął – Pewnie już to zauważyłaś, ale znalazłaś się w naszej podziemnej siedzibie.

-…naszej? – zapytałam nieśmiało.

- Mówiąc naszej, mam na myśli organizację, do której należą wszyscy znajdujący się tu. Nazywa się Akatsuki. Może słyszałaś?- zwrócił się z tym pytaniem do mnie.

   Wyglądał mniej strasznie niż na początku, choć nie wiem dlaczego. Jego głos stał się łagodny, jakby odgadł mój strach. O dziwo cały czas się do mnie uśmiechał.

- N-nie. Nie słyszałam – szepnęłam cicho.

- Nie? – wydał się zdziwiony moją odpowiedzią – Cóż, tak bywa. Jednak ja na razie może nie będę ci tego tłumaczył. Tak, szkoda czasu, dowiesz się później. Pewnie teraz chciałabyś wiedzieć co tu robisz?

- T-tak – odpowiedziałam. Zdawał się być coraz bardziej rozbawionym, ale mnie przytłaczały czarne myśli.

- Przyprowadził tu ciebie jeden z członków organizacji. Prawdę mówiąc, nie wiem czemu po spotkaniu z nim jeszcze żyjesz. Ale skoro ci się udało…mniejsza z tym, do rzeczy. Jako że się tu znalazłaś, nie możesz już opuścić tego miejsca żywa. To byłoby zbyt niebezpieczne. Dla nas oczywiście. Pozostawiam ci więc wybór. Albo zostaniesz tutaj i będziesz wykonywała wszystkie moje rozkazy albo, nazwijmy to tak, oszczędzę ci trudów dalszego życia. Chyba wiesz co mam na myśli. Oferta jest jak najbardziej uczciwa. Więc jaka jest twoja odpowiedź?

- J-ja…

- Tak, dobrze zaczęłaś. Kontynuuj…

- J-ja c-chyba zostanę t-t-tutaj.

- Ale mów wyraźniej. Nic nie zrozumiałem.

- Zostanę tutaj.

- Teraz lepiej. Widzisz? To wcale nie było takie trudne. Myślę, że podjęłaś właściwą decyzję. To teraz, skoro już wiemy na czym stoimy, możemy porozmawiać o ciekawszych rzeczach. Tak…Na początku, przedstawię ci się. Nazywam się…Pein. Od teraz jednak będziesz się zwracała do mnie „Liderze” jako, że jestem szefem tej organizacji – zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał, aby po chwili zapytać – A ty? Jak się nazywasz?

- T-tabby – odparłam, nadal będąc pod wpływem swoistego lęku.

- A nazwisko?

- N-nie wiem…

- Hmm…rozumiem. Ale nie musisz się tak bać. Przecież coś sobie ustaliliśmy. Jesteś od teraz członkiem naszej organizacji. Mogę ci obiecać, że nic ci się nie stanie… Przynajmniej dzisiaj – w tym momencie wybuchnął śmiechem. Uspokoił się dopiero po kilku chwilach, po czym rzekł – Dobrze. To teraz odpowiedz mi spokojnie na kolejne pytania. Ile masz lat? Skąd pochodzisz?I gdzie mieszkasz?

- M-mam 17 lat. Chyba pochodzę z Koori Gakure. A mieszkałam w Konoha G-gakure…

- Chyba? – zapytał rudowłosy, ale widocznie nie oczekiwał ode mnie odpowiedzi, bo szybko dodał – Nie zapytałem jeszcze o jedną, bardzo ważną rzecz. Czy ty jesteś shinobi?

- Nie…

- Tak myślałem. Ale nie przejmuj się tym. Na razie nie musisz nim być – popatrzył się na mnie i poczułam jak jego wzrok przeszył mnie na wylot – Wystarczy na dziś. Teraz pójdziesz do pokoju, który dla ciebie przygotowaliśmy. Będziesz w nim mieszkać już na stałe. Może nie wygląda on najlepiej, ale kiedy sobie w nim posprzątasz to kto wie…I dam ci dobrą radę. Albo nawet dwie. Po pierwsze, jeśli ci życie miłe, nigdy nie denerwuj innych członków organizacji. Po drugie na razie jeśli tylko nie musisz, to nie wychodź ze swojego pokoju. Jeśli będziesz mi potrzebna, to cię o tym poinformuję. Zrozumiałaś?

- Tak.

- Świetnie. To teraz chodź – uciął, przybrał minę człowieka, który nagle sobie o czymś przypomniał i dodał – Chyba że masz jakieś pytania?

- Nie.

- Rozumiem. w takim razie myślę, że porozmawiamy jeszcze jutro. Chodźmy.

   Wstał i spojrzał się na mnie. Zrozumiałam o co mu chodzi i również wstałam. Nadal byłam przerażona. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. O co mu chodziło?

   Wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy prosto. Następnie Lider (cały czas uśmiechając się do mnie) prowadził mnie różnymi korytarzami. Jedne z nich były ładniejsze, inne mniej, jedne lepiej oświetlone, a niektóre zupełnie ciemne. Po długim „spacerze” po siedzibie w końcu doszliśmy do pokoju, który od tej chwili miał być zajmowany przeze mnie. Lider otworzył drzwi, zapalił świecę stojącą na stoliku, po czym wprowadził mnie do środka.

- Teraz ten pokój będzie twoim domem. Weź to – powiedział i podał mi niewielki, srebrny kluczyk – Nie myśl, że zamknięcie drzwi kluczem coś ci da, bo dla wszystkich, poza tobą, zamknięte drzwi nie są zbyt dużym utrudnieniem, ale zawsze to jakaś namiastka bezpieczeństwa. Rozgość się teraz. Dobranoc.

   Po tych słowach wyszedł i zostawił mnie stojącą jak wryta, z kluczem w dłoni. Dopiero po paru chwilach zaczęło to do mnie docierać. Zdałam sobie sprawę, że zgodziłam się należeć do tej organizacji, choć nawet nie wiedziałam kim oni są, czym się zajmują i po co właściwie byłam im potrzebna, skoro nie byłam shinobi.

   Ocknęłam się ze swoich rozmyślań i rozejrzałam wokół. Pokój, w którym się znajdowałam, nie był zbyt duży, jednak wystarczająco wielki jak dla jednej osoby. Nie było w nim okien i jeśli zgasiłby się świecę, nastałby w nim prawdziwy mrok. Ściany pomalowano na ciemny, czerwony kolor, który sprawiał, że przechodziły mnie dreszcze. Znajdowało się tutaj niewiele mebli: łóżko przy prawej ścianie z szafką nocną, ogromna szafa i jakieś półki po drugiej stronie, na środku stolik (na nim świeca) i cztery krzesła. Obok łóżka stało duże lustro oraz bardzo zniszczona komoda. Naprzeciwko drzwi wychodzących na korytarz usytuowane były kolejne, identyczne. Poza tym, nie było tu żadnych ozdób. Ani jednego obrazu , kwiatów czy nawet dywanu. To co raziło, to niewyobrażalna ilość kurzu, pyłu, brudu i ziemi, które były dosłownie wszędzie. Jednak na razie machnęłam na to ręką.

   Zaintrygowały mnie te drugie drzwi, które zobaczyłam. Podbiegłam do nich, chwytając wcześniej w dłoń świecę i otworzyłam je szeroko (dobrze, że nie były zamknięte, bo mogło się to skończyć niezbyt ciekawie). W maleńkim pomieszczeniu, które okazało się łazienką, zobaczyłam wszystko, czego mogłam się spodziewać w takim miejscu: nieduża wanna z metalową półką zamieszczoną nad nią, toaleta, umywalka i lusterko. Po zapoznaniu się ze swoim nowym mieszkaniem, rzuciłam się na łóżko. Całe szczęście przynajmniej pościel była świeża. Ktoś musiał się zlitować i zmienić ją wcześniej. Choć nie wiedziałam kto to i tak w duchu mu dziękowałam. Czego jak czego, ale raczej spania w brudnej pościeli, to bym nie zniosła.

   Leżałam tak sobie i rozmyślałam. Przypomniała mi się twarz Lidera i jego uśmiech. Z czego on się tak śmiał? Ze mnie? Że byłam taka przerażona, czy może planuje już coś złego w stosunku do mnie? Może chce mnie wykorzystać w jakiś sposób? Na pewno tak. Inaczej przecież zabiłby mnie od razu. Czułam to. Czułam się przy nim taka słaba. Wydawało mi się ,że mógłby mnie uśmiercić jednym spojrzeniem, gdyby tylko zechciał. Jego aura mnie przytłaczała. Ale był Liderem. I shinobi. Można się było spodziewać, że będzie (przynajmniej dla mnie) niewyobrażalnie silny.

   Poza tym, kim była ta osoba, która mnie tu sprowadziła? Z tego co wiem do tej pory, jest ona shinobi i należy do tej organizacji (zaraza, zaraz…jak ona się nazywała? Akatsuki?). Dlaczego nie zabiła mnie od razu? Może wie kim jestem? Kim był jej towarzysz? Pomyślałam, że jeśli się odważę, to następnym razem zapytam o to Lidera. Choć może lepiej tego nie robić. Pewnie i tak się dowiem skoro od teraz będę tutaj przebywać. A może każe mi cały ten czas siedzieć w pokoju?

   I w ten sposób znów dotarłam do pytania: po co to wszystko?

   Po chwili zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

If there's anything you want, anything at all...come to me. I'll be your guardian angel.